UWAGA!!!

 

Opinie wyrażone w tym dziale, niekoniecznie odzwierciedlają poglądy redakcji Muscular Development (MD). MD nie popiera żadnych form nielegalnego dopingu, wykorzystywanego w sporcie, ani do innych, indywidualnych celów. MD nie popiera także stosowania legalnych rodków w radykalnie zawyżonych dawkach. Zamieszczone artykuły, mają jedynie charakter informacyjny i nie można ich traktować, jako porady o charakterze medycznym, i tym samym wykorzystywać do jakiejkolwiek terapii. Czytelnicy muszą zdawać sobie sprawę iż posiadanie niektórych wymienionych substancji może być zabronione. Jeśli pewne kwestie poszczególnego artykułu pozostały niezrozumiałe Czytelnicy powinni skonsultować wszystkie uzyskane informacje z wykwalifikowanym personelem medycznym. Redakcja nie odpowiada za szkody, jakie mógł wyrządzić sobie Czytelnik po zastosowaniu informacji zamieszczonych w tym dziale, jak i całym magazynie MD. Wszystkie artykuły stanowią jedynie pogląd ich autorów przez co nie mogą być w żaden sposób rozumiane, jako źródła wiedzy pewnej, o charakterze medycznym.

 

Facebook

Subskrybuj RSS

Doping

drukuj Polec Znajomemu

Wprost i Bez Cenzury - Doktor Anabolik - maj 2011

data: 20.04.2011

Pobudka! Czas na Doktora Anabolika! Zacznę chyba od czegoś nowego – anaboliczny e-mail! W redakcji MD otrzymujemy ciekawe maile i dzisiejszą rubrykę poświęcę odpowiedziom na kilka z nich. Pierwszy temat będzie bliski każdemu z nas – nasze jaja.

E-mail zaczyna się opisem doświadczeń faceta, który od dłuższego czasu pozostaje na hormonalnej terapii zastępczej (HTZ) i zdał sobie sprawę, że nastąpiła u niego atrofia jąder. Naturalnie, chce coś z tym zrobić! Idzie do lekarza, który albo nie chce mieć z tym nic wspólnego, albo nic na ten temat nie wie. Zostaje skierowany do urologa, który także nie za bardzo się zna na „zdrowiu jajek” podczas zwykłej HTZ. Pielęgniarz czyta na ten temat w necie i przepisuje mu losowe dawki HCG i Clomidu… I tak nasz bohater, nie mając innego wyboru, wykręca numer do Doktora Anabolika… Mam dla ciebie rozwiązanie – oby pomogło!

Facet opisuje swoją frustrację dotyczącą lekarzy, a także ignorancji farmaceutów, którzy nic nie wiedzą na temat tego „ezoterycznego” zagadnienia. A przecież jest na zwykłej HTZ… nie na SAA! Jeśli chodzi o wiedzę naukową na temat sterydów i terapii pocyklowej (TP), nie jestem Williamem Llewellynem (ten to dopiero się na tym zna!), ale on nie jest doktorem medycyny i nie zna półświatka, w którym ja się obracam każdego dnia – nie wie, co to znaczy próba wydobycia środków do TP z aptek i odczytywanie wyników testów żywych pacjentów na SAA. Nie wie też, jak równoważyć HTZ środkami do TP! W sumie nie ma nikogo takiego na świecie. Ja mam to na co dzień i jeśli mogę komuś pomóc w odstawieniu SAA, robię to. A co jest istotą terapii pocyklowej, spytacie? Werble proszę… Jaja!

 

Omówmy więc fizjologię i naturę tego „jądrowego” problemu i zobaczmy, czy zdołam facetowi pomóc.

Na początek podstawy fizjologii. Testosteron jest produkowany głównie w jądrach, przy drobnej pomocy nadnerczy. Proces ten zapoczątkowuje hormon uwalniający gonadotropinę (GnRH, czyli gonadoliberyna), produkowany przez podwzgórze (w głowie). Następnie poprzez układ wrotny przysadki dostaje się on do przedniego płata przysadki mózgowej, gdzie stymuluje uwalnianie hormonu luteinizującego (LH) i folikulotropowego (FSH). Po uwolnieniu do krwiobiegu, LH dostaje się do jąder i stymuluje komórki Leydiga do produkcji testosteronu. Oczywiście wszyscy studenci Doktora Anabolika o tym wiedzą. Możecie jednak nie wiedzieć, jak manipulować tym delikatnym systemem, by utrzymać jego normalne działanie po wrzuceniu do niego sterydów anabolicznych.

Chodzi mi o to, że kiedy facet zrobi sobie cykl z SAA i/lub zastosuje zwykłą HTZ, jego mózg widzi te dodatkowe androgeny jako coś obcego i/lub nadmiernego (wiemy o tym, ponieważ nawet przy podnoszeniu niskiego poziomu testosteronu obserwujemy spadek gonadotropin) – to bardzo interesujące! Problem w tym, że bez regularnej stymulacji LH i FSH komórki Leydiga (i inne komórki jąder) zasypiają i dochodzą do momentu, z którego już nie ma powrotu – apoptozy, czyli zaprogramowanej śmierci komórki! W rezultacie, co obserwuję w swojej praktyce, dochodzi do niepłodności i/lub atrofii jąder – czyli syndromu małych jajek! Każdy, kto stosował SAA lub przez jakiś był czas na HTZ, dobrze wie, co to znaczy i oprócz niepłodności zwyczajnie się na to godzi. Tym z was, którzy chcą coś z tym zrobić, opiszę kilka dostępnych możliwości.

Gonadotropina kosmówkowa (HCG) to analog LH, który łączy się z komórkami Leydiga i stymuluje je do wzrostu i produkowania testosteronu. Brzmi świetnie, ale mogę wam powiedzieć, że oprócz pozytywnego wpływu na płodność, który jest wspaniały, jej działanie kliniczne w trakcie stosowania SAA lub długookresowej HTZ nie trwa wiecznie! A jeśli zaczniecie brać HCG zbyt późno, gdy jądra dawno już „przepadły”, jej działanie będzie co najwyżej minimalne. Pamiętajcie zatem: łączcie HCG z SAA – albo jednocześnie, albo przy TP – a gdy zaczynacie HTZ, pomyślcie o jednoczesnym przyjmowaniu HCG i kilku próbnych okresach bez niego w ciągu roku.

Według mnie Clomid jest słaby i nie powinien być długo stosowany w obecności HCG. Jeśli zaś chodzi o autora naszego pytania – prawdopodobnie dla twoich jajek jest już za późno, przykro mi. Słyszałem o gościach, którzy robili sobie przeszczep jąder, a nawet stosowali botox! Szaleństwo, ale tacy już są faceci… niezłe jaja! 

Czas na odrobinę liczb i podziękowań. Pomyślmy, jestem waszym Doktorem Anabolikiem już od wielu, wielu miesięcy! Rany, ale ten czas leci, a mi nigdy się nie znudzi pisanie „dzikich i natchnionych medycznie” artykułów. Słyszałem, że niektórzy autorzy mają problem z wymyślaniem tematów do dyskusji. Dla mnie wymądrzanie się o anabolikach robi się coraz łatwiejsze! A to dlatego, że mam najfajniejszych pacjentów na ziemi! Widziałem już sporo niezłego gówna, ale większości da się zapobiec. Faceci (i kilka wyjątkowych dam), o których dbam,naprawdę, ale to naprawdę doceniają to, co dla nich robię. Tak się czują chirurdzy wykonujący przeszczepy, tyle że ja nie muszę spędzać całych godzin na sali operacyjnej czy ubezpieczać się na wypadek błędu w sztuce. Naprawdę chcę wam z całego serca podziękować za całe to wsparcie. Napisałem coś, czym chciałem się z wami wszystkimi podzielić – tytuł mówi za siebie!

 

Doktor Anabolik – najszczęśliwszy doktorek świata!

Dedykuję to tym, którzy nie rozumieją tego co robię. Może to pomoże wam zrozumieć. 

Jestem teraz bardzo zajęty dbaniem o „siłaczy”. Żaden lekarz wcześniej nie prowadził tego typu praktyki, a przynajmniej nie w ciągu ostatnich 100 lat. Stworzyłem potwora! Nie tak dawno temu napisałem pierwszy artykuł i chciałbym podkreślić, że nie robię tego, by się popisać, udowodnić coś, czy komuś dopiec. Dziś miałem jeden z tych dni, w których głęboko zastanowiłem się nad tym, co robię. Zapamiętam go na długo, bowiem dostałem dwa prezenty. Pierwszy to kolejny pacjent ze środkowego zachodu, który przejechał kawał drogi, bo mnie zobaczyć. Drugi dostałem od starego przyjaciela – było to moje zdjęcie, chyba z roku 1984. Miałem wtedy 20 lat, ważyłem trochę ponad 100 kg i cierpiałem na kompleks Adonisa. Rany, ale ja beznadziejnie wyglądałem! Miałem tak nalaną twarz, że ledwie się poznałem – co ja sobie wtedy myślałem? 

Otóż dokładnie pamiętam, co takiego myślałem… wszystkie moje myśli skupiały się na byciu dużym i dźwiganiu dużych ciężarów! Trenowałem wtedy w starych siłowniach na mieście. Zależało mi tylko na tym, żeby pójść na trening i przysiadać z coraz to większym ciężarem, a przynajmniej więcej ważyć. Budziłem się w środku nocy, żeby zjeść pół kostki masła – wszystko po to, by nie schudnąć! Rany, byłem chory. Pragnąłem być ciężarowcem i zrobiłbym niemal wszystko, by zostać zaakceptowanym i szanowanym przez ludzi, z którymi trenowałem. W tamtym czasie pochwała od największych chłopaków na siłowni znaczyła dla mnie dużo więcej niż opinia jakiegoś wychudłego profesorka, który sprawdzał moje prace… Życie na siłowni było ciężkie. Spędzałem tam więcej czasu niż w bibliotece. W ciągu lat moje zachowanie uległo zmianie, a teraz przynajmniej przez większość dni wygląda inaczej! 

Dziś przebadałem mojego nowego pacjenta (przypomina mnie, gdy byłem młodszy, tylko jest znacznie większy, silniejszy i przystojniejszy…) i doznałem otrzeźwiającego uczucia – „ulecz się sam”.

Kiedy wjeżdżałem do gabinetu z maszynką do EKG, żeby zbadać jego serce, musiałem się zatrzymać, by głęboko nabrać powietrza i pokiwać głową. Rozumiecie?

Teraz już potrafię wprowadzić równowagę pomiędzy tym, co kocham, i tym, do czego mnie przygotowano. A robię to z taką samą pasją i z tymi samymi ludźmi co przedtem! Mój czas spędzam z facetami (pojawia się coraz więcej kobiet… dzięki!) pokroju tych, z którymi trenowałem jako dzieciak – rozmawiamy o ciężarach, opowiadamy sobie anegdoty, a ja ich leczę! Braci i siostry w żelazie! W końcu wróciłem do swoich. Bo w tym wszystkim nie chodzi o sterydy, czy też kto co uważa za dobre lub złe… Chodzi o leczenie tych, których naprawdę kochamy i szanujemy.

Bądźcie silni i zdrowi. Dr O.

Realizacja: Ideo CMS Edito Powered by:
Copywrite © 2008 Wszelkie prawa zastrzeżone
Wydawcą portalu internetowego musculardevelopment.pl jest Fitness Authority® Sp. z o.o. (Wydawca) z siedzibą w Otominie, ul. Konna 40. Wszelkie prawa do treści, elementów tekstowych, graficznych, zdjęć, aplikacji i baz danych są zastrzeżone na rzecz Wydawcy lub odpowiednio na rzecz podmiotów, których materiały - na podstawie współpracy z Wydawcą – są udostępniane w portalu musculardevelopment.pl

counter_pages